35/ 1959 r. - II LIGA - ZAPOWIEDŹ MECZU 13 KOLEJKI: UNIA TARNÓW - WAWEL KRAKÓW.
Waga spotkania była wielka. Wygrana Jaskółek oznaczała ponowne otwarcie dla beniaminka drogi, ba ! - autostrady do awansu do ekstraklasy, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli.
Dla
kogo trzynastka miała okazać się pechowa ?!.
Niczym na szalkach
wagi kibice odmierzali szanse obydwu zespołów.
Odwracali głowę,
kiedy wahające się szale po chwili powoli, powoli, ale jednak
zaczynały przechylać się na stronę Wawelu.
Zespół ten,
w odróżnieniu od Unii, wydawał się być zainteresowany awansem do
ekstraklasy, był liderem i miał nad nami przewagę psychologiczną
po pierwszym, wygranym z nami meczu.
W ostanich trzech kolejkach
zabłysnął i trzy razy zwyciężył. Bez dwóch zdań: lider rozgrywek był faworytem spotkania.
Ci, którzy próbowali
niepostrzeżenie podciągnąć szalę z napisem "szanse
Jaskółek", odwoływali się do formy piłkarzy zaprezentownej
w dopiero co rozegranych przez Unistów spotkaniach sparingowych, w
których ta dyspozycja nie była zła. No tak, ale to były tylko
tylko sparingi, a zimny prysznic w Rzeszowie i Raciborzu wprowadzał
zamęt i
niepewność do głów fanów, a już napewno obniżał notowania zespołu.
Kibice Wawelu mieli
więc solidne podstawy do optymizmu.
Na dodatek z tych materiałów, którymi dysponuję wynika, że
w składzie Unii znowu zabrakło Rusinka.Zabrakło też Dubiela.
To zdecydowanie osłabiało nasze możliwości w ataku.
Kto
mógłby ich zastąpić ?.
W sparingach ze Stalinvarosem
i Dynamem Swierdłowsk
próbowano wyróżniających się młodych wychowanków Unii.
Gorączkowo rozprawiający przed meczem z Wawelem kibice starali sobie
przypomnieć jedno z nazwisk. No ten, co strzelił po dwie bramki
Węgrom i "Ruskim", jakże on się nazywał ?
Antoni !,
nieee, Antoni to imię, ale zaraz, zaraz, chyba Kotwa!
Tak, Kotwa !
Junior Jaskółek liczył sobie wtedy około 17 lat i w meczu z
Wawelem znalazł się na boisku wśród swoich bardziej utytułowanych
kolegów. To były pierwsze kroki piłkarza, który po kilku
sezonach miał sobie wypracować miejsce w podstawowym składzie
Jaskółek i to na długie lata. Ale czasy, kiedy linii pomocy Unii nie
wyobrażano sobie bez Jego osoby, miały dopiero nadejść.
Praszczurowi jadącemu
na ten mecz przebiła sie dętka w rowerze, pobrudził się przy
jego naprawie, omal nie spóźnił się na mecz;
jeszcze trzymał się twardo, kiedy w okolicach stadionu zobaczył przed sobą 3 czarne
koty przebiegające ulicę, ale mina mu zrzedła i wyszeptał
"pas", kiedy na jego drodze stanęły dwie zakonnice.
Dla niego wynik meczu przestał być tajemnicą: Unia była skazana na pożarcie.
Przedmeczowy wstrząs
musiał być niemały, bo wszystko zostało dokładnie odnotowane na
pożółkłej karteczce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz