piątek, 1 maja 2015


76/ 1960 r. - II LIGA, 2 KOLEJKA;
UNIA TARNÓW - LEGIA KROSNO.

Nie było wątpliwości, iż faworytem czekającego nas meczu będą gospodarze. Unia zagrała w składzie:
Czekanowski, Białas, Mazurek, Kuciewicz, Guzy, Nowak, Witek, Fudalej, Rusinek, Dubiel /Antoni Kotwa/, Palemba.Nadal brakowało wielkiego nieobecnego: Spodziei. Jego zgrania z kolegami z ataku i bramkostrzelności
brakowało już w pierwszym meczu.

Kiedy spotkanie rozpoczęło się na dobre, nikt jeszcze nie wiedział, że większa część zespołu
Jaskółek zapadła na groźną chorobę wirusową. Uwydatniała się ona coraz bardziej wraz z upływającym czasem gry. Różnie to wyglądało u poszczególnych zarażonych zawodników. Na jednych biły poty, inni mieli bóle głowy, generalnie na wszystkich przypadłość ta wpływała osłabiająco.
Nie wykluczam, że Uniści nabawili się jej podczas inauguracji sezonu.
Nie można bowiem wykluczyć, że straszliwy wirus przeszedł na naszych piłkarzy z zainfekowanych nim graczy Garbarni. Wybaczcie, ale nie znam nazwy łacińskiej tej choroby, w języku polskim ma ona kilka nazw naukowych, ale ja zapamiętałem tę potoczną. Ta choroba wirusowa znana jest pod nazwą
"niemoc strzelecka" !.

I Unia tę niemoc zaprezentowała w pełnej krasie w meczu z Legią.
W tym spotkaniu goście najchętniej schowaliby się przed Jaskółkami nie tylko za Karpatami, ale i najlepiej za Himalajami.
Legia do maksimum uszczelniła swoje przedpole bramkowe, odcinając całkiem poprawnie grających napastników 
Skowronka i Śladka od podań z głębi pola. A wiadomo - napastnik pozbawiony podań, uschnie niczym roślina bez wody.
Więc też i napastnicy z Krosna więdli coraz bardziej.
Unia miała przygniatającą przewagę, ale nie miała pomysłu na skuteczne rozegranie ataku pozycyjnego. Za dużo było bezproduktywnych podań, brakowało tego jednego, jedynego podania, otwierającego drogę do bramki. A kiedy już ta droga się otwierała, to u jej krańca nieodmiennie znajdował się lebiodowaty i anemiczny, bądź niecelny strzał.

Rolę napastników próbowali przejąć pomocnicy. Właśnie pracowity
Nowak przymierza się do strzału, nieszczęśliwie w tym momencie ślizga się po murawie, ale końcem buta jeszcze nadaje piłce odpowiedni kierunek. Bramkarz Krośnian ma kłopoty ze złapaniem futbolówki, ale na raty mu się to udaje. 
Po chwili znowu Nowak, tym razem strzela czysto, z prostego podbicia, piłka odbija się od któregoś z obrońców, ale bramkarz w cyrkowy wręcz sposób  wygina się i piłkę wyłapuje.
Jęk zawodu towarzyszy kolejnej strzeleckiej próbie
Nowaka - wydaje się, że piłka nieuchronnie zmierza w okienko bramki gości, ale nie !!! - jednak minimalnie przechodzi obok, w aut bramkowy !.
Jeszcze
Rusinek po indywidualnej akcji, podbija piłkę ponad rzucającym  się pod nogi obrońcą gości; piłka leci w światło bramki, ale nie ma już tej mocy, która pozwoliłaby pokonać golkipera. Jeszcze piękne dośrodkowanie Nowaka, Palemba wygrywa pojedynek główkowy, ale piłka po sprytnym koźle, odbija się od murawy i wychodzi ponad poprzeczką, gdzieś w siną dal.

Identycznie, jak w siną dal poszły plany wygrania tego meczu.

Unii nie udało się do końca rozerwać szyku obronnego gości. Zespół zdecydowanie lepszy, spychający co rusz przeciwnika do rozpaczliwej obrony, schodził z boiska po 90 minutach bez uśmiechu na twarzach. Pozostał niedosyt.
Remis 0:0 dawał jednak Unistom całkiem przyzwoity dorobek po 2 kolejkach, bo 3 punkty. Jaskółki od początku sezonu znowu wiły sobie gniazdo w górnych rejonach tabeli !!!.