wtorek, 22 lipca 2014

44/ 1959 r. - II LIGA, 16 KOLEJKA: WALTER RZESZÓW - UNIA


Przedmeczowe, anielskie podejście Unii do zawodów szybko znalazło swoje przełożenie na postawę piłkarzy na boisku.
Miały być mocne akordy, były pobrzdękiwania na fleciku, miała być bramkowa kanonada, były co najwyżej strzały kapiszonami.

Pokornie pochylona głowa skazańca, gotowego przyjąć kolejne, może nawet i dwucyfrowe razy, ze zdumieniem odkrywała, że są w piłkarskim świecie i istoty współczujące najsłabszym.

Walter ośmielony postawą Unii zaczął grać ofiarnie, z nadzieją na choćby remis. Niespodziewanie punkt ciężkości meczu stopniowo przenosił się na przedpole bramki
W. Czekanowskiego.

Zapędy Waltera były skutecznie tłumione przez naszą obronę i wspomnianego golkipera. Walter nie posiadł na tyle umiejętności, by wykorzystać do końca zaistniałą sytuację.

Owszem, były niebezpieczne momenty, jak choćby ten z pierwszej połowy, kiedy piłka zeszła z nogi jednemu z naszych obrońców, ale strzał gospodarzy z odległości ok. 7 metrów zakończył się wyjściem piłki na rzut rożny po rykoszecie i odbiciu jej od nóg innego naszego
piłkarza. 7 m od bramki, to i tak było całkiem nieźle, jak na ówczesne możliwości Rzeszowian.

Walter nie wykorzystał również momentu zagapienia się sędziego, który nie wyłapał faulu na
Czekanowskim, faulowanym w powietrzu przy próbie wypiąstkowania piłki.
Futbolówka spadła pod nogi napastnika Rzeszowian, który z odległości ok. 5 m posłał piłkę tuż obok naszego lewego słupka. To już było całkiem dobrze.
Obiektywnie jednak Walterowi należą się słowa pochwały za podjęcie walki i ponawiane próby wygrania meczu.

Męska, pełna ambicji postawa gospodarzy przyniosła im jeden punkt.
Mecz zakończył się remisem 0:0, co oczywiście uznano za sensację.
Podobno po meczu Uniści pojechali na rekolekcje, by nie uronić nic z nabytej aury duchowości.
Warto odnotować, że na boisku Waltera w roli uduchowionych wystąpili: Czekanowski, Tyliszczak, Białas, Palemba, Guzy, Nowak, Witek, Czarnecki, Kalemba, Kotwa i Dubiel.
Stanu oświecenia nie dostąpili nieobecni:
Rusinek i Spodzieja.
Kibice mówili, że jak przystało na duchy, zespół Unii wracał do domu po rzeszowskim blamażu grubo po północy i dla zmylenia kibiców od strony innych opłotek.

Tabelę po tym popisie Jaskółek zamieszczę później, w tej chwili bowiem oczekuję z innymi kibicami na przyjazd  naszych milusińskich z Rzeszowa. Mnie to Oni nie zwiodą ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz