22/ 1959 r. - II LIGA - PODSUMOWANIE 9 KOLEJKI.
Inne
wyniki 9 kolejki:
Naprzód Lipiny - Legia Krosno 1:0
Szombierki
Bytom - Walter Rzeszów 2:0
Stal Rzeszów - Piast Gliwice 2:2
.Zadyszkę
notował Wawel,
który przegrał w Sosnowcu
ze Stalą 0:1;
swoich fanów zawiodła też Stal
Mielec,
która na "własnych śmieciach" zaledwie zremisowała z
Unią
Racibórz 1:1.
Te ostatnie wyniki były jednak wodą na młyn tarnowskich Jaskółek
!!!.
Tabela
po 9 kolejce:1/
- STAL SOSNOWIEC - 13 pkt;
2/ - 3/ UNIA
TARNÓW
i STAL MIELEC po 12 pkt;
4/-5/- UNIA RACIBÓRZ i WAWEL po 11
pkt;
6/- NAPRZÓD - 10 pkt;
7/-8/-9/- CONCORDIA, PIAST,STAL
RZESZÓW
po 9 pkt;
10/ -LEGIA - 6 pkt;
11/- SZOMBIERKI - 5
pkt;
12/ - WALTER - 0 pkt.Po
9 kolejkach
mieliśmy miejsce na samych szczytach zaplecza ekstraklasy !.
Unia była autentyczną, nie nadmuchiwaną rewelacją rundy !.
Tak
na marginesie - przy okazji opisu tego meczu przypomniało mi się
zdarzenie, które miało miejsce trochę lat po spotkaniu w Knurowie, a które ma z nim pewien związek. Napiszę o nim, bo historia
kibiców to też w pewnym sensie historia klubu. W moich latach
młodzieńczych próbowałem
przekonać do Unii wielu kolegów,
byłem takim łowcą kolejnych sympatyków Jaskółek. Z jednym z
kolegów szło mi nadzwyczaj opornie, ale ponieważ byliśmy
zaprzyjaźnieni, po wielkim molestowaniu zgodził się pojechać ze
mną na wyjazdowy mecz Unii do jednego z miast na
wschodnich
rubieżach Polski.
Uznałem, że wyjazd doda kolorytu całemu
przedsięwzięciu i ten pomysł drogo mnie kosztował. Zaczęło się
od tego, że zostawiliśmy w rejsowym autobusie chlebak z kanapkami i
pieniędzmi na powrót do Tarnowa, a i samych biletów /w tamtą
stronę/ pozbyliśmy się już w czasie jazdy w okolicznościach,
które same w sobie wystarczyłyby na inną opowieść.
Na miejsce
jednak dotarliśmy. Problemu z brakiem pieniędzy nie dostrzegałem,
bo postanowiłem że wrócimy z piłkarzami, dla których wówczas
widok wystających po meczu, pod ich autobusem kibiców z Tarnowa,
nie był żadnym nowum. Wpadliśmy na stadion, a tam ... szuru,
szuru, jakiś cieć zamiatał papiery. Okazało się, że mecz
rozegrano dzień wcześniej, oczywiście nie informując o tym
nikogo. Tak to dawniej czasem wyglądało.
Do powrotnego autobusu
nas nie zabrano z oczywistych powodów, zostaliśmy bez nadziei na
rychły powrót i bez możliwości poinformowania o tym kogokolwiek,
jako że poczta była w święta zamknięta, a jedyne telefony z
połączeniami międzymiastowymi znajdowały się wówczas wyłącznie
na poczcie.
Determinacja była jednak u nas wielka,
przespaliśmy się u nieznanego księdza na plebanii, jako że
połączeń w kierunku Tarnowa było tyle, co kot napłakał.
Kościelny odtransportował nas nazajutrz na dworzec, tak aby być
pewnym, że faktycznie pieniądze, które nam na słowo pożyczono,
będą przeznaczone na bilety. Co się działo w domu !
Kolega od
tego czasu omijał Unię szerokim łukiem, nie wiem dlaczego, ale
chyba Mu się nienajlepiej kojarzyła; dla mnie takie eskapady były
wpisane w ryzyko bycia kibicem.
Podobno dla odreagowania pojawił
się nawet 1 raz na stadionie Tarnovii, ale sądząc po liczbie
odwiedzin stadionu i tam przeżył jakiś koszmar... Dzisiaj to
jednak inaczej wygląda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz