sobota, 28 grudnia 2013
2/ BARAŻE o II ligę w sezonie 1958 r. - pierwszy etap.
Tak, tak - regulamin nie uległ zmianie. Unię czekały baraże i to dwustopniowe !. Najpierw ze zwycięzcą grupy zachodniej naszej klasy okręgowej, a później z piłkarskimi pretendentami do awansu z innych stron Polski.
W tamtych czasach dbano o to, by sito baraży przepuściło na II - go ligowe boiska rzeczywiście najlepszych !.
Jak nad kimś wisi jakieś fatum, to niekiedy wisi długo.
Naszym pierwszym przeciwnikiem w pierwszej rundzie baraży okazała się być bowiem ponownie ... Unia Oświęcim, której wygranie morderczego trójmeczu z Unią Tarnów rok wcześniej, poza sportową satysfakcją, niewiele dało. Po prostu Oświęcimianie nie poradzili sobie wówczas w dalszej fazie baraży.
Jeżeli ktoś się spodziewał horroru i tym razem, to się nie zawiódł.
W Tarnowie Unia deklasuje swoją imienniczkę z Oświęcimia 6:1 /2:0/ !!! . W ciemno możecie typować, kto zdobył gole. Oczywiście po 2 bramki strzelili Witek i Rusinek, po jednym golu dorzucili Spodzieja i niesamowicie pracowity Nowak.
Jedziemy do Oświęcimia świętować, a tu gospodarze ani myślą odpuszczać. Horror trwa - Oświęcim rzuca na szalę wszystkie swoje umiejętności i całą wolę walki i wygrywa 3:0 /1:0/.
I znowu, jak rok wcześniej, obie Unie czeka trzeci, decydujący o awansie mecz !. I znowu areną walki o II ligę ma być Kraków /konkretniej stadion Cracovii/.
Jednak tym razem Unia Tarnów gra jak natchniona, drugiej pod rząd "wysiadki" z baraży ten zespół mógłby już nie przeżyć. Mecz o "życie" wygrywamy !!!! i to jak !!!! 4 : 1 /2 :0/ po złotych bramkach Rusinka /dwóch/, Witka i Kalemby.
Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko awansu do II ligii !!!. Ale maraton miał trwać nadal - teraz Unia musiała, jak rok wcześniej Oświęcim, wykazać swoją wyższość nad kolejnymi zespołami.
A więc /dawniej uczono mnie, że zdania nie zaczyna się od "a więc", ale napięcie, przynajmniej u mnie sięga zenitu, więc tak zacznę/ - jest rok 1958 i Unia wchodzi w decydującą fazę baraży o wejście do II ligii.
Pomyślałem sobie w tym miejscu, że stan ducha, jaki towarzyszy piszącemu i czytającym o 1958 r., stanowi swoisty papierek lakmusowy, wskazujący na to, czy mamy do czynienia z kibicem, czy już z "piknikiem". Gdy to piszę, czuję jak żołądek podchodzi mi do gardła, emocje buzują, chociaż przecież wiem, jak się to zakończy.
Jeśli ktoś czyta to z "nerwami na postronku", to znaczy, że wszedł w fazę "piknikowania", co oczywiście niczym złym nie jest /ale przy czytaniu akurat tej historii klubu też niczym dobrym /.
No widzę, że zacząłem ględzić , więc o czym to była mowa ?. Acha, baraże w 1958 r. !!!.Baraże o II ligę - 1958 r., drugi etap.
Z niepokojem czekano na kolejnych rywali Unii.
Tak, tak, emocje kibiców w 1958 r. ani na jotę nie były piknikowate. Mam spisane wspominki jeszcze starszych ode mnie kibiców i nie mam co do tego żadnych złudzeń. Na mecze Unii przychodziły dosłownie tysiące i spekulacjom na temat szans Jaskółek nie było końca. Wiedziano już jedno: Unia Oświęcim przy kolejnych rywalach, a zwłaszcza przy jednym z nich była, za przeproszeniem, "małym pikusiem".
Los nie był dla nas łaskaw. Wielu zwątpiło, kiedy do Tarnowa dotarła wiadomość, z kim to będziemy się potykać o awans.
Na naszej drodze stanęły bowiem: mistrz "grupy"opolskiej" Kolejarski Klub Sportowy Kluczbork, mistrz Zagłębia - Robotniczy Klub Sportowy Raków Częstochowa i mistrz II grupy śląskiej: Bielsko - Bialskie Towarzystwo Sportowe Bielsko - Biała.
Najbardziej obawiano się tego ostatniego zespołu i słusznie. Wygranie jednej z grup śląskich było wystarczającą rekomendacją, lepszej nie trzeba było.
W wymienionej stawce to był klub z największym "stażem". Jego poplątane początki sięgały 1907 r., kiedy to założyli go zamieszkujący w większości Bielsko Niemcy /w odróżnieniu od Białej, gdzie przeważała nacja polska/.
Stąd też i początkowa wdzięczna nazwa klubu Bielitzer Fussball Klub, który wkrótce przemianowano na równie wdzięczny Bielitz - Bialaer Sport Verein /BBSV/.
Dopiero w latach 30 - tych nazwano go Bielsko - Bialskie Towarzystwo Sportowe. Dzisiaj do korzeni tego klubu odwołuje się znane powszechnie TS Podbeskidzie Bielsko - Biała.
Obawiano się też Rakowa, klubu założonego w 1921 r. pod nazwą Racovia.
Wielu kibicom Unii ta dawna końcówka klubu /"ovia"/ nienajlepiej się kojarzyła i w ich przypadku już ten fakt był wystarczającym do tego, żeby Rakowowi życzyć umiarkowanego szczęścia w barażach.
Raków był w fazie budowy silnego teamu, a że mu się to w niedalekiej przyszłości udało, to wskazują na to takie choćby fakty jak to, że w sezonie 1962 / 1963 tylko 1 punkt dzielił ich od awansu z II ligii do ekstraklasy.
Niedługo później, bo w 1967r. Raków był na ustach całej piłkarskiej Polski, przedarł się w rewelacyjnym stylu do finału Pucharu Polski, gdzie dopiero po dogrywce poległ z Wisełką 0 : 2. Poza tym wygrał rzeczywiście ciężką grupę "zagłębiacką". No, ale baraże przypadały na rok 1958, a nie lata 60 -te.
Najmniej kibice wiedzieli o KKS Kluczbork. Tacy oto rywale mieli stanąć na drodze Jaskółek do wymarzonego celu !
Kibice siedzieli i spekulowali. Podobno nawet na tarnowskich plantach staruszkowie po raz pierwszy od wieków wymawiali po cichu nazwę Unia, ale w takich momentach obejmowała ich dyspensa i wszystko było w porządku.
Na wszystkie sposoby odmieniano nazwiska naszych, znanych Wam już piłkarzy, w kontekście ich konfrontacji z nieznanymi rywalami. Liczono na naszych muszkieterów w ataku, szczególnie na Rusinka, co do którego
słano błagalne modły, by nie zakiwał się "na śmierć" w tak ważnych meczach. Trzeba bowiem wiedzieć, że Rusinek oprócz tego, że był kapitalnym strzelcem, lubił niekiedy podryblować, że hej !
Mam spisaną anegdotkę kibica, że Rusinek w niektórych meczach sprawiał takie wrażenie, jakby po minięciu rywala miał jeszcze nieodpartą ochotę na odwrócenie się i ponowne jego przedryblowanie, a może i jeszcze jeden raz więcej, czemu nie ?. Kochał piłkę i piłka pokochała Jego.
Wielu wzdychało, żeby tak strzelecko odbudował się Stanisław Białas , wtedy inne tuzy Unii nie byłyby tak ściśle kryte !.
Strzeleckie dokonania Białasa z fazy grupowej anno domini 1957 r. nie mogły pójść w zapomnienie i każdy liczył na ich powtórkę w barażach w 1958 r.
Doświadczeniem i boiskowymi dokonaniami bił jednak wszystkich na głowę Antoni Barwiński. W sportowych opracowaniach kojarzy się Go głównie z okresem gry w Tarnovii, z której w 1947 r. został wyłuskany przez ówczesnego trenera kadry Wacława Kuchara do reprezentacji Polski.
Znałem kiedyś /już nie żyje/, starszego i niezmiernie sympatycznego fana Tarnovii /tam byli w dawnych czasach sami "fani"/, który z pełnym przekonaniem twierdził, że Antoni Barwiński zakończył karierę w dniu swojego odejścia z Tovii. Kiedy okazywałem mu sprawozdania z gazet i zdjęcia Pana Antoniego w biało - niebieskich barwach Unii, zapewniał, że to przypadkowa zbieżność nazwisk, a i podobnych ludzi na świecie nie brakuje.
Nawet przy tym okularów nie zakładał, albo wręcz twierdził, że je zapomniał, a robił to z daną dawnym czasom elegancją i dowcipem.
Do dzisiaj słyszę ten Jego miły "lwowski" zaśpiew i nieco rzewną nutkę przy wymawianiu nazwiska niewątpliwego idola wielu pokoleń Tarnovii;
Wróćmy jednak do Antoniego Barwińskiego: w reprezentacji zadebiutował w meczu z Rumunią. Później, aż do 1950 r. wystąpił łącznie 17 razy z orzełkiem na piersi !. Grał na prawej obronie.
Podobno rekomendował go do drużyny narodowej sam Henryk Reyman, wielki Wiślak, znakomity napastnik. Starsi kibice pamiętają zapewne jedną z jego "ksywek" - Tank Wisły, czyli /trochę z rosyjskiego/ czołg Wisły.
W jakimś meczu z zespołem z Rumunii tak mocno uderzył w piłkę, że ta wraz z bramkarzem, który ofiarnie przyjął ją na ciało, wpadła do bramki. Po chwili w siatce leżeli wespół bez czucia i bez świadomości: sflaczała piłka i nieprzytomny golkiper.
Myślę, że Reyman, jako całą duszą krakowski "Wiślak" przewidział, że A. Barwiński będzie w przyszłości występował w barwach Jaskółek i stąd też wzięła się ta Jego rekomendacja dla tarnowskiej legendy do reprezentacji.
Zresztą i Wy powinniście pamiętać Pana Antoniego, zmarł bowiem nie tak dawno, bo w 2005 r. /miał wtedy 82 lata/, i wielokrotnie pojawiał się na meczach Unii. Spiker zawodów niejednokrotnie go witał przy różnych okazjach, tak że i My mogliśmy posiedzieć obok tego wielkiego piłkarza.
I chociaż jak się rzekło, polscy kibice pamiętają Go głównie jako zawodnika Tarnovii, to fakt pozostaje faktem - grał również w biało - niebieskich barwach i dla Naszego klubu !!!.
Nie mogę sobie w tym momencie odpuścić małego wtrętu. Oto czasem nie jest ważne tylko to, gdzie kogoś powołują, ale istotne jest też, kto to robi.
Barwińskiego do reprezentacji kraju powołał Wacław Kuchar. Cóż to była za postać, w głowie się nie mieści !!!. Oczywiście sport nie był jeszcze tak "wyspecjalizowany" jak obecnie, ale co było udziałem Kuchara przechodzi chyba ludzkie wyobrażenie. Oczywiście był reprezentantem Polski w piłce nożnej i to ponad 20 razy, w tym reprezentował polską piłkę na Olimpiadzie w Paryżu w 1924 r.
Poza tym był uczestnikiem Mistrzostw Europy w łyżwiarstwie szybkim w 1925 r. ! Był wielokrotnym reprezentantem Polski w hokeju na lodzie, w tym z niemałym sukcesem - wicemistrzostwem Starego Kontynentu ! Był też ze swoją ukochaną Pogonią Lwów mistrzem Polski w latach trzydziestych ub. stulecia.
Jeśli ktoś myśli, że to wszystko, na co Go było stać to się grubo myli !. Był wielokrotnym reprezentantem Polski w lekkoatletyce /!/, i wielokrotnym mistrzem kraju w jej różnych dyscyplinach, m.in. w biegu na 400 m przez płotki, w 10 -boju, czy w skoku wzwyż !!! Uff - i właśnie dzięki decyzji takiego człowieka w kadrze znalazł się Barwiński, póżniejsza "tarnowska Jaskółka" !!!.
Myślę, że w dobie pisania blogów, nie miałby tyle czasu na rozwijanie swoich niepospolitych talentów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz