poniedziałek, 19 maja 2014

35/ 1959 r. - II LIGA - ZAPOWIEDŹ MECZU 13 KOLEJKI: UNIA TARNÓW - WAWEL KRAKÓW.

Waga spotkania była wielka. Wygrana Jaskółek oznaczała ponowne otwarcie dla beniaminka drogi, ba ! - autostrady do awansu do ekstraklasy, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli.
Dla kogo trzynastka miała okazać się pechowa ?!.
Niczym na szalkach wagi kibice odmierzali szanse obydwu zespołów.
Odwracali głowę, kiedy wahające się szale po chwili powoli, powoli, ale jednak zaczynały przechylać się na stronę Wawelu.

Zespół ten, w odróżnieniu od Unii, wydawał się być zainteresowany awansem do ekstraklasy, był liderem i miał nad nami przewagę psychologiczną po pierwszym, wygranym z nami meczu.
W ostanich trzech kolejkach zabłysnął i trzy razy zwyciężył. Bez dwóch zdań: lider rozgrywek był faworytem spotkania.

Ci, którzy próbowali niepostrzeżenie podciągnąć szalę z napisem "szanse Jaskółek", odwoływali się do formy piłkarzy zaprezentownej w dopiero co rozegranych przez Unistów spotkaniach sparingowych, w których ta dyspozycja nie była zła. No tak, ale to były tylko tylko sparingi, a zimny prysznic w Rzeszowie i Raciborzu wprowadzał zamęt i
niepewność do głów fanów, a już napewno obniżał notowania zespołu.

Kibice Wawelu mieli więc solidne podstawy do optymizmu.

Na dodatek z tych materiałów, którymi dysponuję wynika, że w składzie Unii znowu zabrakło Rusinka.
Zabrakło też Dubiela. To zdecydowanie osłabiało nasze możliwości w ataku.
Kto mógłby ich zastąpić ?.

W sparingach ze Stalinvarosem i Dynamem Swierdłowsk próbowano wyróżniających się młodych wychowanków Unii.
Gorączkowo rozprawiający przed meczem z Wawelem kibice starali sobie przypomnieć jedno z nazwisk. No ten, co strzelił po dwie bramki Węgrom i "Ruskim", jakże on się nazywał ?
Antoni !, nieee, Antoni to imię, ale zaraz, zaraz, chyba
Kotwa! Tak, Kotwa ! Junior Jaskółek liczył sobie wtedy około 17 lat i w meczu z Wawelem znalazł się na boisku wśród swoich bardziej utytułowanych kolegów. To były pierwsze kroki piłkarza, który po kilku sezonach miał sobie wypracować miejsce w podstawowym składzie Jaskółek i to na długie lata. Ale czasy, kiedy linii pomocy Unii nie wyobrażano sobie bez Jego osoby, miały dopiero nadejść.




Praszczurowi jadącemu na ten mecz przebiła sie dętka w rowerze, pobrudził się przy jego naprawie, omal nie spóźnił się na mecz; jeszcze trzymał się twardo, kiedy w okolicach stadionu zobaczył przed sobą 3 czarne koty przebiegające ulicę, ale mina mu zrzedła i wyszeptał  "pas", kiedy na jego drodze stanęły dwie zakonnice. Dla niego wynik meczu przestał być tajemnicą: Unia była skazana na pożarcie.
Przedmeczowy wstrząs musiał być niemały, bo wszystko zostało dokładnie odnotowane na pożółkłej karteczce...




 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz