wtorek, 27 maja 2014


38/ 1959 r. - II LIGA, 14 KOLEJKA - LEGIA KROSNO - UNIA TARNÓW.

Nasz przeciwnik, czyli Legia Krosno, zajmował zaledwie 10 - te miejsce, ale też nie miał jakiejś nadzwyczajnej punktowej straty do czołówki. Unię i Legię dzieliły zaledwie 4 punkty, co potwierdzało wyrównany poziom tych rozgrywek.

Oczywiście głównie ze względów lokomocyjnych, nie można było w tamtych latach "obsadzać" i osobiście obserwować wszystkich meczów i tak też się stało w przypadku wyjazdu do Krosna. Wtedy to była wyprawa, jak za morze.

A jak to wyglądało w szczegółach, w odniesieniu do tych /i nie tylko tych/  zawodów, wiem z odręcznych "domowych" zapisków i nieco już zatartych w pamięci, a zanotowanych przeze mnie wspomnień innych kibiców. Zwłaszcza z jednym z nich spędziłem niemało czasu na "wspominkach" z dawnych, opisywanych tutaj lat. Mam na myśli wielkiego entuzjastę Unii, nauczyciela - wychowawcę młodzieży - inż. Stefana Kowala.

A z Legią było to mniej więcej tak:

"Czas oczekiwania przedłużał się. Było ciemno, że oko wykol.
Gdzieś poszczekiwał samotny pies. Pewnie już dawno zaczął się kolejny dzień. Ale kto by tam w takich chwilach myślał o upływającym czasie.
Rozprawiano o tym, o tamtym. Chociaż jednak trochę to trwało za długo.
Pan Janek jak nie przyjeżdżał z Krosna, tak nie przyjeżdżał. Nie zadzwonił też do znajomej Pani Basi z poczty, by przekazać wynik. Pewnie nie miał dobrych wieści.
Wreszcie poruszenie, potem radość !. Jest, z podwórka dochodzi charakterystyczne pyrr, pyr, pyr /bardziej pyr, niż pyrrr/ - to zajechał Pan Janek na swoim hołubionym motocyklu WSK MO6 !.
Nie wyglądali za dobrze /o motocyklach co poniektórzy mówili wtedy, jak o osobach/. Pełno kurzu, pyłu, zdaje się, że szusowali nie tylko po traktach i jezdniach, o czym zaświadczały nowe rysy na ramie motocykla i kępki trawy. Ale na to nikt nie zwracał uwagi.

Jaki wynik ?!, wygrali ?!. Jakżesz On wtedy to celebrował, jak przeciągał, jak napawał się chwilą !. Jak długo zsiadał z twardego i niewygodnego siodełka /przypominało fakirskie łoże/.
Wreszcie wypalił: "a jakżeby inaczej !!!,
wygraliśmy, i to 2 : do kółka !!!!. Bramki padły w 63 i 70 minucie meczu !.
Widać przydał się zegarek sprezentowany Panu Jankowi przez Rosjan, za stałe dostawy "księżycówki". Zresztą faktycznie "pędził" ją nocami i to nie tylko ze względów astrologiczno - zdrowotnych lub by rodzinnej tradycji stało się zadość. Ot, uważał, że ktoś nie śpi, by spać mógł ktoś, czy coś w tym stylu.

Relacja z meczu była dosyć chaotyczna i urywana, jako że szybko okazało się, iż Pan Janek postanowił "dolewać" po drodze "paliwa", ilekroć tylko przypomniał sobie o dopiero co odniesionej przez Jaskółki victorii.

A że pamięć w takich razach miał dobrą i zwycięstwo przypominało Mu się dosyć często, to i dolewania "paliwa" musiało być niemało. Zresztą został sowicie wyposażony na drogę. Nawet wiejskiej kiełbasy Mu dali - wiadomo, zdrożonemu reprezentantowi Miasta Tarnowa i przedstawicielowi kibiców, nie mogło niczego w drodze zbywać.
Z tego też powodu nie śmiem brać pełnej odpowiedzialności za zapiski na kartkach, poczynione przez osobę, której zawdzięczam moją słabość do tego klubu, ani za te strzępy rozmów, które utkwiły mi gdzieś w głowie.

Unia wygrała zasłużenie. Była lepsza technicznie i miała więcej wirtuozów piłki w swoim składzie. Były jeszcze inne okazje, ale ich nie wykorzystano. W pierwszej połowie Jaskółki czaiły się, rozpracowywały rywala, ale już wówczas mogły pokusić się o prowadzenie.

No właśnie, a kto strzelił gole ?! - "jak to kto, wiadomo,
Rusinek !!!. A drugiego ? - "no masz, pewnie że też Rusinek" !!!.
W niektórych opracowaniach jako strzelców bramek wykazano
Rusinka i Witka, czyli identycznie jak w pierwszym meczu tych drużyn w Tarnowie. Ponieważ w zeszycie mam wyraźnie odnotowane dwukrotnie nazwisko Rusinka, więc jego uznaję za zdobywcę drugiej bramki.

Pan Janek ponoć podjął, chyba na szczęście nieudaną próbę podziękowania po meczu
Rusinkowi za kolejne bezcenne gole !.

Zmieniłem imię bohatera wyjazdu do Krosna - reszta zgodna z odręcznym opisem. Jako osoba dokonująca tych wpisów, zwracam się jednakowoż z uprzejmą prośbą, aby nie wyciągać z nich błędnego wniosku, iż wychowałem się w menelskim towarzystwie - zapewniam, że tak nie było, a Pan Janek był rzeczywiście jednym z bardziej "kolorowych" fanów Unii z tamtego okresu, lubianym i sympatycznym sąsiadem.
Nie zmienia to faktu, że podobno zwycięstwo Unii świętowano do rana, my tak długo świętować nie będziemy, i wartko popłyną dalsze wspomnienia o historii "Unijnej" piłki nożnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz