Sezon
1959 r. - pierwsza w historii klubu II liga !7
kolejka: UNIA TARNÓW - NAPRZÓD LIPINY.
Kolejnym przeciwnikiem Jaskółek miał być zespół, któremu ponoć ... zakazano awansu do I ligii. Oczywiście zakaz był nieformalny, nigdy nie został publicznie potwierdzony, ale przekonanie o jego istnieniu i mocy sprawczej przetrwało do dnia dzisiejszego, pewnie zwłaszcza w Lipinach /aktualnie dzielnica Świętochłowic/.
Kolejnym przeciwnikiem Jaskółek miał być zespół, któremu ponoć ... zakazano awansu do I ligii. Oczywiście zakaz był nieformalny, nigdy nie został publicznie potwierdzony, ale przekonanie o jego istnieniu i mocy sprawczej przetrwało do dnia dzisiejszego, pewnie zwłaszcza w Lipinach /aktualnie dzielnica Świętochłowic/.
Naprzód
Lipiny,
bo o nim to mowa, doskonale orientował się w tej sytuacji, ale
niewiele mógł zdziałać. Siła złego na jednego !.
Drużyna mająca w składzie świetnych graczy, z reprezentantami kraju i królami strzelców ligi na czele, "nie mogła" i nigdy nie awansowała do I ligii, choć w II lidze grała i to przez kilkanaście lat !
Wszystkiemu była ponoć winna... II wojna światowa !. Jak wiadomo, w czasie II wojny światowej za grę w piłkę nożną można było stracić życie !. Ale nie na Śląsku !
Tam, jak najbardziej oficjalnie ganiano za "gałą" aż do 1945 r !. Ganiał też i Tum und Sport LIPINE obok np. FC Kattowitze, czy też TuS Swientochlowitze, że o Hindenburgu nie wspomnę.
Drużyna mająca w składzie świetnych graczy, z reprezentantami kraju i królami strzelców ligi na czele, "nie mogła" i nigdy nie awansowała do I ligii, choć w II lidze grała i to przez kilkanaście lat !
Wszystkiemu była ponoć winna... II wojna światowa !. Jak wiadomo, w czasie II wojny światowej za grę w piłkę nożną można było stracić życie !. Ale nie na Śląsku !
Tam, jak najbardziej oficjalnie ganiano za "gałą" aż do 1945 r !. Ganiał też i Tum und Sport LIPINE obok np. FC Kattowitze, czy też TuS Swientochlowitze, że o Hindenburgu nie wspomnę.
W składach tych drużyn grali oczywiście
polscy piłkarze, którym niejednokrotnie "przerabiano"
nazwiska na bardziej "poprawne".
W konsekwencji tego Polacy zdobywali gole w niemieckiej Gaulidze i w meczach o Puchar Niemiec /Tschammer Pokal - nazwa od nazwiska ministra sportu III Rzeszy/. Wszystko to było wówczas mocno pogmatwane, podobnie jak i życiorysy tamtejszych piłkarzy i ich macierzystych klubów.
Władza Ludowa po 1945 r. nie zapomniała jednak tego i żale działaczy z klubu o już bardziej swojskiej nazwie Naprzód Lipiny, tyczące sekowania ich i uniemożliwiania awansu do I ligii pewnie i polegały na prawdzie.
W konsekwencji tego Polacy zdobywali gole w niemieckiej Gaulidze i w meczach o Puchar Niemiec /Tschammer Pokal - nazwa od nazwiska ministra sportu III Rzeszy/. Wszystko to było wówczas mocno pogmatwane, podobnie jak i życiorysy tamtejszych piłkarzy i ich macierzystych klubów.
Władza Ludowa po 1945 r. nie zapomniała jednak tego i żale działaczy z klubu o już bardziej swojskiej nazwie Naprzód Lipiny, tyczące sekowania ich i uniemożliwiania awansu do I ligii pewnie i polegały na prawdzie.
Działacze Naprzodu jeździli
ponoć nawet do piłkarskiej centrali w Warszawie, by przełamać tę
barierę, a przynajmniej, by złożyć raport na kolejnych sędziów,
którzy zdaje się solidarnie pilnowali, by przypadkiem Lipinianom nie
udało się zmylić czujności decydentów. Wszystko na
próżno - ten mający bardzo dobrych piłkarzy klub nigdy nie wychylił nosa poza II ligowe opłotki, chociaż piłkarsko był na to świetnie przygotowany.
Wracając do Naprzodu dodać należy, że wizytówką tego klubu był m.in. reprezentant Polski, napastnik Józef Kokot, który zdobył pierwszego gola w historii II - go ligowych występów Naprzodu w bodajże 1949 r. Naprzód się nim szczycił, chociaż w reprezentacji zagrał tylko jeden raz - w 1954 r. z Bułgarią. Grał też w barwach Legii Warszawa i ŁKS -u Łódź. Po tych peregrynacjach w 1955 r. powrócił do macierzystego klubu, ale do meczu z Unią już się nie sposobił, albowiem właśnie w opisywanym 1959 r. przeszedł do Górnika Radlin.
"Okrętem flagowym" Naprzodu był jednak Ryszard Piec. Może o Ryszardzie Piecu dotychczas nie słyszeliście, ale myślę, że niejednemu z Was obił się o uszy legendarny już mecz Polski z Brazylią na mistrzostwach świata w 1938 roku. To wtedy aż 4 gole zdobył Ernest Wilimowski, co i tak na niewiele się zdało, bo Brazylia wygrała z nami
po dogrywce 6:5. Ryszard Piec zagrał wówczas w podstawowej jedenastce ! W ogóle to przywdziewał biało - czerwony trykot ponad 20 razy !
Oczywiście w 1959 r. już w piłkę nie grał.
Ale skoro już padło nazwisko Wilimowskiego, to nie mogę odpuścić sobie małej dygresji i przytoczę w skrócie Jego historię, jako odpowiednią ilustrację skomplikowanych piłkarskich życiorysów z tamtych lat. Urodził się - jako Ernst Otto Prandella w Katowicach, w czasach, gdy przynależały one do Cesarstwa Niemieckiego. Gdy Górny Śląsk staje się częścią II RP i Wilimowski /to już nazwisko po ojczymie/, staje się obywatelem Polski. Początkowo grał w FC Katowitze, by w połowie lat 30 - tych ubiegłego wieku stać się piłkarzem Ruchu Chorzów /wówczas Hajduków Wielkich/.
próżno - ten mający bardzo dobrych piłkarzy klub nigdy nie wychylił nosa poza II ligowe opłotki, chociaż piłkarsko był na to świetnie przygotowany.
Wracając do Naprzodu dodać należy, że wizytówką tego klubu był m.in. reprezentant Polski, napastnik Józef Kokot, który zdobył pierwszego gola w historii II - go ligowych występów Naprzodu w bodajże 1949 r. Naprzód się nim szczycił, chociaż w reprezentacji zagrał tylko jeden raz - w 1954 r. z Bułgarią. Grał też w barwach Legii Warszawa i ŁKS -u Łódź. Po tych peregrynacjach w 1955 r. powrócił do macierzystego klubu, ale do meczu z Unią już się nie sposobił, albowiem właśnie w opisywanym 1959 r. przeszedł do Górnika Radlin.
"Okrętem flagowym" Naprzodu był jednak Ryszard Piec. Może o Ryszardzie Piecu dotychczas nie słyszeliście, ale myślę, że niejednemu z Was obił się o uszy legendarny już mecz Polski z Brazylią na mistrzostwach świata w 1938 roku. To wtedy aż 4 gole zdobył Ernest Wilimowski, co i tak na niewiele się zdało, bo Brazylia wygrała z nami
po dogrywce 6:5. Ryszard Piec zagrał wówczas w podstawowej jedenastce ! W ogóle to przywdziewał biało - czerwony trykot ponad 20 razy !
Oczywiście w 1959 r. już w piłkę nie grał.
Ale skoro już padło nazwisko Wilimowskiego, to nie mogę odpuścić sobie małej dygresji i przytoczę w skrócie Jego historię, jako odpowiednią ilustrację skomplikowanych piłkarskich życiorysów z tamtych lat. Urodził się - jako Ernst Otto Prandella w Katowicach, w czasach, gdy przynależały one do Cesarstwa Niemieckiego. Gdy Górny Śląsk staje się częścią II RP i Wilimowski /to już nazwisko po ojczymie/, staje się obywatelem Polski. Początkowo grał w FC Katowitze, by w połowie lat 30 - tych ubiegłego wieku stać się piłkarzem Ruchu Chorzów /wówczas Hajduków Wielkich/.
Kapitalny łącznik, wspaniały łowca goli, zawodnik o nienagannej technice.
W barwach Ruchu zdarzyło Mu się strzelić i 10 goli w jednym ligowym meczu i oczywiście nikt tego rekordu nie pobił i bez ryzyka można dodać - nie pobije !.
Zresztą bramkowe konto Ruchu wzbogacił o grubo ponad 100 bramek !.
Z kolei Jego rekord w liczbie
strzelonych goli podczas jednego występu na Mistrzostwach Świata
/wspomniane 4 bramki z Brazylią/ przetrwał aż 56 lat /!!!!/, bo do 1994 roku, kiedy to Rosjanin
Salenko wpakował 5 goli Kamerunowi !. W ogóle to dla barw Polski zdobył w latach 1934 - 1939 ponad 20 bramek i do dzisiaj /2014 r./ mieści się w pierwszej 10 - tce najlepszych strzelców Reprezentacji Polski !.
Wilimowski był więc
piłkarskim bohaterem narodowym i nikomu wówczas nie przeszkadzało, że Jego
nieżyjący już ojciec był żołnierzem Cesarstwa Niemieckiego.
Ale już skrzętnie skrywanym po wojnie epizodem stał się mecz
rozegrany w 1942 r. na stadionie w Bytomiu, pomiędzy reprezentacjami
Niemiec i Rumunii. Mimo, że z oczywistych względów nie grała reprezentacja Polski, mimo że
był to środek straszliwej okupacji, przyszło go obejrzeć ponad 50
tysięcy Polaków /!!!/, a wszystko po to, by zobaczyć w akcji
już wówczas reprezentanta Niemiec i niemieckich klubów - niejakiego Ernesta Wilimowskiego, który w
międzyczasie podpisał volkslistę !
Oczywiście nazwisko Wilimowskiego natychmiast zniknęło z kart ówczesnych i tuż powojennych wydawnictw ...
Wracając do legend Naprzodu - w szerokiej kadrze na mistrzostwa w 1938 r. był jeszcze jeden Piec /Wilhelm/, także zawodnik z Lipin !, ale na mistrzostwa nie pojechał.
Grał w Naprzodzie jeszcze pod koniec lat 40 - tych.
No i wreszcie zawodnikiem Naprzodu był ... Antoni Piechniczek, późniejszy trener reprezentacji Polski. Do Naprzodu przyszedł rok po meczu z Jaskółkami, czyli w 1960 r., ze Zrywu Chorzów. Piechniczek miło wspomina czas spędzony w Naprzodzie, chociaż podobno został kiedyś poturbowany przez własnych kibiców, ale o tym dlaczego tak się stało, powspominamy przy okazji opisu kolejnego sezonu Unii w II lidze.
Wymienionych graczy Naprzodu w meczu z Jaskółkami nie zobaczyliśmy, ale świadomość, że klub ten był w stanie wychować, bądź sprowadzić tak znane postaci, musiał budzić szacunek i prawdziwe uznanie, tymbardziej że nie wymieniłem wszystkich graczy Naprzodu będących czy to liderami drugoligowych tabel strzelców, czy to reprezentantami Polski !.
Oczywiście w dniu meczu dla kibiców Unii najważniejsza była wiadomość, że w szatni Naprzodu przygotowywał się do spotkania inny wyróżniający się gracz tej drużyny, napastnik - Józef Kasprzyk, który /uprzedzę nieco fakty/, został królem strzelców II ligii grupy południowej w 1960 r.
Jak więc widzicie po raz kolejny, na drodze Unii w II lidze stawały rzeczywiście przednie marki, kluby z piękną tradycją, ale to nie dziwiło - II liga, jako zaplecze ekstraklasy, była wówczas naprawdę mocna.
No i tak nadszedł czas na przejście do samego meczu.
Oczywiście nazwisko Wilimowskiego natychmiast zniknęło z kart ówczesnych i tuż powojennych wydawnictw ...
Wracając do legend Naprzodu - w szerokiej kadrze na mistrzostwa w 1938 r. był jeszcze jeden Piec /Wilhelm/, także zawodnik z Lipin !, ale na mistrzostwa nie pojechał.
Grał w Naprzodzie jeszcze pod koniec lat 40 - tych.
No i wreszcie zawodnikiem Naprzodu był ... Antoni Piechniczek, późniejszy trener reprezentacji Polski. Do Naprzodu przyszedł rok po meczu z Jaskółkami, czyli w 1960 r., ze Zrywu Chorzów. Piechniczek miło wspomina czas spędzony w Naprzodzie, chociaż podobno został kiedyś poturbowany przez własnych kibiców, ale o tym dlaczego tak się stało, powspominamy przy okazji opisu kolejnego sezonu Unii w II lidze.
Wymienionych graczy Naprzodu w meczu z Jaskółkami nie zobaczyliśmy, ale świadomość, że klub ten był w stanie wychować, bądź sprowadzić tak znane postaci, musiał budzić szacunek i prawdziwe uznanie, tymbardziej że nie wymieniłem wszystkich graczy Naprzodu będących czy to liderami drugoligowych tabel strzelców, czy to reprezentantami Polski !.
Oczywiście w dniu meczu dla kibiców Unii najważniejsza była wiadomość, że w szatni Naprzodu przygotowywał się do spotkania inny wyróżniający się gracz tej drużyny, napastnik - Józef Kasprzyk, który /uprzedzę nieco fakty/, został królem strzelców II ligii grupy południowej w 1960 r.
Jak więc widzicie po raz kolejny, na drodze Unii w II lidze stawały rzeczywiście przednie marki, kluby z piękną tradycją, ale to nie dziwiło - II liga, jako zaplecze ekstraklasy, była wówczas naprawdę mocna.
No i tak nadszedł czas na przejście do samego meczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz