W 8
kolejce UNIA TARNÓW podejmowała SZOMBIERKI BYTOM.
Kolejny rywal i kolejna piękna sportowa karta. Szombierki miały już za sobą występy w ekstraklasie, do której awansowały w 1949 r. Z tymi występami na najwyższym szczeblu wiąże się historia, którą przypominano przed meczem z Unią, by pokazać, że przyjeżdża do nas
zespół mający nie tylko osiągnięcia, ale i rzeszę prawdziwych kibiców.
Kolejny rywal i kolejna piękna sportowa karta. Szombierki miały już za sobą występy w ekstraklasie, do której awansowały w 1949 r. Z tymi występami na najwyższym szczeblu wiąże się historia, którą przypominano przed meczem z Unią, by pokazać, że przyjeżdża do nas
zespół mający nie tylko osiągnięcia, ale i rzeszę prawdziwych kibiców.
Podobno podczas ligowego meczu z krakowską Wisełką /wówczas Gwardią/, nota bene wygranego przez Bytomian,
zainteresowanie spotkaniem było tak wielkie, że górnicy
postanowili gremialnie zjechać nie pod ziemię, ale na trybuny
stadionu. Spłoszone tymi zapowiedziami władze klubu, pewnie wsparte
przez władze miasta, by nie pomniejszyć dochodu narodowego,
przeprowadziły transmisję pod ziemię !.
Historia milczy, w jaki
sposób przekazywano wieści do górników pracujących w
kopalnianych zakamarkach, ale kibice żartowali, że zawodnikom
Szombierek przykazano, by szybko strzelili gole - raz, żeby praca
szła lepiej, dwa - by górnicy nie denerwowali się w razie awarii w
przekazie informacji.
Górnik Bytom, bo pod taką nazwą zespół występował w 1949 r., plan wykonał i zaraz na początku spotkania władował Wiśle dwie bramki, wygrywając ostatecznie mecz 2 : 0.
W latach 50 -tych Szombierki także trzymały poziom, dochodząc m.in. w 1952 r. aż do półfinału Pucharu Polski. Do historii polskiej piłki przeszedł ich mecz w ćwierćfinale tych rozgrywek. Regulamin Pucharu Polski nie przewidywał rzutów karnych w przypadku braku rozstrzygnięcia w normalnym czasie gry. Przy remisie grano więc aż do momentu zdobycia przez któryś z zespołów tzw. "złotej bramki". Szombierki grały w Gdańsku z Lechią i remisowały w regulaminowym czasie gry 1:1. Zarządzono więc dogrywkę. Dopiero w 148 minucie spotkania /!/ Szombierki zdobyły gola za sprawą Sobka, któremu udało się strzelić bramkę na 2:1. Nazwisko tego zawodnika warto zapamiętać w kontekście meczu z Jaskółkami.
Wracajmy więc do roku 1959. Zespół gości stał wówczas jakby na sportowym rozdrożu, a dobitnym tego dowodem była znikoma liczba zdobytych punktów. W Szombierkach miała miejsce wielka zmiana pokoleniowa. Wykruszali się twórcy sukcesów klubu, pojawiali się młodzi, nieopierzeni gracze.
W 1956 r. karierę zakończyli tacy gracze Szombierek, a zarazem reprezentanci Polski i olimpijczycy z Helsinek, jak: Hubert Banisz i Jerzy Krasówka, z kolei inny reprezentant kraju - Helmut Nowak w 1959 r. przywdział strój
warszawskiej Legii.
Szombierki w 1959 r. dopiero budowały nowy, perspektywiczny zespół, oparty w dużej mierze na własnej, nadzwyczaj utalentowanej młodzieży, która wszak dała już wcześniej znać o sobie, zdobywając w 1954 r. tytuł wicemistrza Polski juniorów !.
Patrząc z perspektywy czasu można rzec, że Bytomian wyszła zmiana warty. Już niedługo - po okresie pewnej zapaści - miały dla nich nadejść tłuste lata i era m.in. reprezentanta kraju Jerzego Wilima, późniejszego króla strzelców ekstraklasy z 1964 r., który w dniu meczu z Unią liczył sobie ok. 17 - 18 lat, czy też kolejnego reprezentanta - Jana Wilima.
Ale kibice Unii, tłumnie podążający na mecz Jaskółek szykowali się jednak głównie na oglądnięcie w akcji wspomnianego już - Pawła Sobka, zawodnika wielce doświadczonego, 30 - letniego, któremu przypadła w udziale zaszczytna rola profesora, wprowadzającego bytomską młodzież na piłkarskie salony.Paweł Sobek to był kolejny olimpijczyk z Helsinek, wielokrotny reprezentant Polski. A że grał w ataku, nie może dziwić fakt, że Czekanowski i jego koledzy z obrony szczególnie intensywnie rozgrzewali się przed tym spotkaniem. To było napewno kolejne ciekawe i trudne wyzwanie dla Jaskółek.
Przed meczem, niektórzy kibice Unii przysięgali na wszystkie świętości, że słyszeli jak wchodzący na stadion piłkarze gości i towarzyszący im kibice zapowiadali, że tym razem to po sportowemu zrównają Tarnów równo z trawą, a końcowy wynik meczu pamiętać będą i ze łzami w oczach wspominać jako koszmar, nawet wnuki piłkarzy Unii.
Górnik Bytom, bo pod taką nazwą zespół występował w 1949 r., plan wykonał i zaraz na początku spotkania władował Wiśle dwie bramki, wygrywając ostatecznie mecz 2 : 0.
W latach 50 -tych Szombierki także trzymały poziom, dochodząc m.in. w 1952 r. aż do półfinału Pucharu Polski. Do historii polskiej piłki przeszedł ich mecz w ćwierćfinale tych rozgrywek. Regulamin Pucharu Polski nie przewidywał rzutów karnych w przypadku braku rozstrzygnięcia w normalnym czasie gry. Przy remisie grano więc aż do momentu zdobycia przez któryś z zespołów tzw. "złotej bramki". Szombierki grały w Gdańsku z Lechią i remisowały w regulaminowym czasie gry 1:1. Zarządzono więc dogrywkę. Dopiero w 148 minucie spotkania /!/ Szombierki zdobyły gola za sprawą Sobka, któremu udało się strzelić bramkę na 2:1. Nazwisko tego zawodnika warto zapamiętać w kontekście meczu z Jaskółkami.
Wracajmy więc do roku 1959. Zespół gości stał wówczas jakby na sportowym rozdrożu, a dobitnym tego dowodem była znikoma liczba zdobytych punktów. W Szombierkach miała miejsce wielka zmiana pokoleniowa. Wykruszali się twórcy sukcesów klubu, pojawiali się młodzi, nieopierzeni gracze.
W 1956 r. karierę zakończyli tacy gracze Szombierek, a zarazem reprezentanci Polski i olimpijczycy z Helsinek, jak: Hubert Banisz i Jerzy Krasówka, z kolei inny reprezentant kraju - Helmut Nowak w 1959 r. przywdział strój
warszawskiej Legii.
Szombierki w 1959 r. dopiero budowały nowy, perspektywiczny zespół, oparty w dużej mierze na własnej, nadzwyczaj utalentowanej młodzieży, która wszak dała już wcześniej znać o sobie, zdobywając w 1954 r. tytuł wicemistrza Polski juniorów !.
Patrząc z perspektywy czasu można rzec, że Bytomian wyszła zmiana warty. Już niedługo - po okresie pewnej zapaści - miały dla nich nadejść tłuste lata i era m.in. reprezentanta kraju Jerzego Wilima, późniejszego króla strzelców ekstraklasy z 1964 r., który w dniu meczu z Unią liczył sobie ok. 17 - 18 lat, czy też kolejnego reprezentanta - Jana Wilima.
Ale kibice Unii, tłumnie podążający na mecz Jaskółek szykowali się jednak głównie na oglądnięcie w akcji wspomnianego już - Pawła Sobka, zawodnika wielce doświadczonego, 30 - letniego, któremu przypadła w udziale zaszczytna rola profesora, wprowadzającego bytomską młodzież na piłkarskie salony.Paweł Sobek to był kolejny olimpijczyk z Helsinek, wielokrotny reprezentant Polski. A że grał w ataku, nie może dziwić fakt, że Czekanowski i jego koledzy z obrony szczególnie intensywnie rozgrzewali się przed tym spotkaniem. To było napewno kolejne ciekawe i trudne wyzwanie dla Jaskółek.
Przed meczem, niektórzy kibice Unii przysięgali na wszystkie świętości, że słyszeli jak wchodzący na stadion piłkarze gości i towarzyszący im kibice zapowiadali, że tym razem to po sportowemu zrównają Tarnów równo z trawą, a końcowy wynik meczu pamiętać będą i ze łzami w oczach wspominać jako koszmar, nawet wnuki piłkarzy Unii.
Cóż takiego
wywołało taką sportową zapiekłość w szeregach gości, co stało
się powodem takiej chęci rewanżu i cóż takiego nie podobało się im w Tarnowie ?!.
Dzisiaj o tym się nie
pamięta, ale wówczas było to główne pytanie tygodnia,
poprzedzającego mecz: czy
Unia dostanie lanie od Szombierek, i to z powodu ... Tarnovii
?!!!!
W czym rzecz ? - ano, w spotkaniu, które rozegrano bodajże w 1955 r. na
stadionie Tarnovii.
W tamtych rozgrywkach Szombierkom do ponownego awansu do ekstraklasy zabrakło jednego punkciku - punkciku na wagę złota. Szombierki straciły go nieoczekiwanie w przedostatniej kolejce na stadionie Tarnovii,
remisując tam 1 : 1 !. Bytom tonął w żalu, a nazwę Tarnowa opatrywano różnymi przymiotnikami, których nie będę przytaczał, dobre obyczaje mając na względzie.
Rok 1955 to był początek końca lat świetności Tarnovii, która oprócz "odebrania" Szombierkom awansu, wsławiła się we wspomnianym roku jeszcze jednym "osiągnięciem": jedną z najwyższych klęsk w historii klubu -Tarnovia przerżnęła w II lidze z Wawelem 0 : 11 !!!! /słownie: zero do jedenastu, jeśli ktoś sobie tego życzy, ten wynik mogę powtórzyć na priva dowolną ilość razy/. Wawel to mój ulubiony klub z Krakowa obok Wisły i Garbarni.
Czas wrócić na stadion Jaskółek. Za chwilę rozpocznie się mecz. Ze składu wypadł Rusinek !. Mam nie do końca dla mnie jasne odręczne zapiski, z których wynika, iż nasz snajper już wcześniej lądował w szpitalu z uwagi na zły stan zdrowia. Opierając się na "gazetowych" składach przyjmuję jego absencję w składzie jednak dopiero od tego meczu.
Unia miała według prasy zagrać w zestawieniu: Czekanowski, Tyliszczak, Białas, Palemba, Guzy, Nowak, Witek, Czarnecki, Grad, Dubiel i Spodzieja.
W tamtych rozgrywkach Szombierkom do ponownego awansu do ekstraklasy zabrakło jednego punkciku - punkciku na wagę złota. Szombierki straciły go nieoczekiwanie w przedostatniej kolejce na stadionie Tarnovii,
remisując tam 1 : 1 !. Bytom tonął w żalu, a nazwę Tarnowa opatrywano różnymi przymiotnikami, których nie będę przytaczał, dobre obyczaje mając na względzie.
Rok 1955 to był początek końca lat świetności Tarnovii, która oprócz "odebrania" Szombierkom awansu, wsławiła się we wspomnianym roku jeszcze jednym "osiągnięciem": jedną z najwyższych klęsk w historii klubu -Tarnovia przerżnęła w II lidze z Wawelem 0 : 11 !!!! /słownie: zero do jedenastu, jeśli ktoś sobie tego życzy, ten wynik mogę powtórzyć na priva dowolną ilość razy/. Wawel to mój ulubiony klub z Krakowa obok Wisły i Garbarni.
Czas wrócić na stadion Jaskółek. Za chwilę rozpocznie się mecz. Ze składu wypadł Rusinek !. Mam nie do końca dla mnie jasne odręczne zapiski, z których wynika, iż nasz snajper już wcześniej lądował w szpitalu z uwagi na zły stan zdrowia. Opierając się na "gazetowych" składach przyjmuję jego absencję w składzie jednak dopiero od tego meczu.
Unia miała według prasy zagrać w zestawieniu: Czekanowski, Tyliszczak, Białas, Palemba, Guzy, Nowak, Witek, Czarnecki, Grad, Dubiel i Spodzieja.
Szombierki
od początku meczu zaskakują wszystkich - nie ustępują pola ani na
centymetr, od pierwszych minut widać, że przyjechali tu być może
nawet po zwycięstwo !!!. Grają z taką determinacją, jakby
przeciwko nim stanęli ponownie gracze w biało - czerwonych
kostiumach Tarnovii, a nie piłkarze biało - niebiesko - czarnej
Jaskółki !.
No
tak, przez tę Tarnovię to były zawsze tylko same kłopoty !.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz