sobota, 18 stycznia 2014

16/  1959 r. - II LIGA - 7 KOLEJKA.


UNIA TARNÓW - NAPRZÓD LIPINY.
O klasie i aktualnej formie danego zespołu, niekiedy znakomicie mówi zachowanie i taktyka na boisku, przyjęta przez rywali. Gdyby te elementy wziąć pod uwagę w tym akurat spotkaniu, to uprawnionym byłby wniosek, że i klasa
i forma Unii były wysokiej próby.
Meczowi towarzyszyły bowiem czary i magia na poziomie co najmniej woo - doo lub Kaszpirowskiego.
Naprzód Lipiny  przywiózł ze sobą do Tarnowa sprowadzonego z USA, wówczas zaledwie trzyletniego iluzjonistę Davida Cooperfielda. 
To niewątpliwie dzięki Jego umiejętnościom stary wyjadacz, jakim niewątpliwie w II - ligowym towarzystwie był Naprzód, pojawił się na murawie po to, by za chwilę ze znacznej części boiska ... zniknąć.
Dla zachowania obiektywizmu muszę jednak dodać, że nieobeznani z magią kibice  twierdzili, że to nie były  czary, ale świadomie przyjęta taktyka, zgodnie z którą  Naprzód prawie całkowicie wycofał swoich graczy z naszej połowy.

Najważniejsze z tego jest to, że Naprzód skomasował obronne szańce, okopał się w nich, nie wychylał stamtąd nazbyt nosa i czekał na pierwsze uderzenie.
Nie było wątpliwości: Naprzód czuł respekt przed beniaminkiem i doceniał jego klasę, stąd też swoją energię poświęcił w przeważającej części meczu na paraliżowanie naszych ataków. Nie zapominajmy, że Naprzód przyjechał do Tarnowa w glorii zwycięzcy w meczu z Wawelem, którego w poprzedniej kolejce pokonał u siebie 1 : 0 !
Przy takiej postawie rywala, Unia szybko  uzyskała wyraźną, chwilami miażdżącą przewagę i zdominowała boisko. Gra kombinacyjna w polu mogła się podobać, a celowali w niej, jak to wtedy mówiono, "łącznicy": Guzy i Nowak.
Na marginesie - jak to niekiedy nazwy oddają przemiany zachodzące w piłce nożnej.
Łącznik, to oczywiście piłkarz, który miał "łączyć" obronę z atakiem. Z czasem słowo to obumierało w ustach sprawozdawców sportowych, a obecnie jest już zapomnianym reliktem dawnego stylu gry. W futbolu totalnym na zawodników z linii pomocy nakłada się bardziej skomplikowane zadania, aniżeli dawniej to bywało i to w grze ofensywnej, jak i w destrukcji, a więc i samo słowo "łącznik" przestało precyzyjnie oddawać istniejący stan rzeczy.
Gra kombinacyjna Unii stała więc na dobrym poziomie, ale niestety w tym dniu Uniści mieli rozregulowane celowniki, a i swoje robiła uszczelniona obrona Naprzodu.
Napisałem powyżej, że Naprzód "prawie" całkowicie wycofał swoich graczy, a jak wiadomo to "prawie" czyni niekiedy
zasadniczą różnicę.
Na swoją szansę czyhał wspomniany już przeze mnie w poprzednim odcinku rewelacyjny strzelec Kasprzyk.
W 20 minucie doczekał się swojej szansy i jak to było w Jego zwyczaju, jej ... nie zmarnował !!!.
Unia, pomimo przewagi w polu, od 20 minuty tego spotkania przegrywała 0 : 1 !!!
 
 
Taktyka gości, wsparta umiejętnościami i Cooperfieldem, święciła tryumf !!!.
Na szczęście dla nas, ta wpadka  nie podcięła skrzydeł Jaskółkom. Napór trwał i czuło się, że w końcu przyniesie nam bramkowe okazje.
I faktycznie: przy stałym naporze Jaskółek i ta na pozór nie do przejścia linia gości popełniła błąd, który w 30 minucie rywalizacji przyniósł nam
rzut karny !!!.
Szał radości na trybunach !!!!. Do piłki podszedł
Witek. Wyglądał na skupionego, raczej nie zawodził w takich momentach. Podbiegł do futbolówki, kropnął w nią, i ...
Potem to już był tylko jęk zawodu i łapanie się za głowy. Tak fatalnie wykonanego rzutu karnego dawno na Unii nie widziano ! Nie było gola, zespół tym razem wyglądał na załamany i pogubiony.
Piętno niewykorzystanej szansy i to przy prowadzeniu gości, najmocniej odbiło się właśnie na dalszej grze pechowego strzelca. Jego dalszą postawę najlepiej ilustruje prasowa notka, którą pozwolę sobie zacytować:
"od tego momentu chodził jak błędna owca" !.Trzeba przyznać, że ówcześni dziennikarze nie bawili się w konwenanse.
Dalsze bicie głową w mur, z niewiadomym skutkiem, nie było najlepszą perspektywą.
Na szczęście w ataku Unii znajdowali się piłkarze, którzy z niejednego pieca chleb jedli i nie raz takie sytuacje przeżywali. Najwięcej zimnej krwi zachował Rufin Dubiel, który w 35 minucie /według odręcznego zapisku, którym dysponuję, bo według informacji prasowej w 25 minucie/,  doprowadził do wyrównania !!!  Z perspektywy ponad 50 lat, te 10 minut różnicy jakoś musimy przełknąć.
1:1, mecz zaczynał się jakby od początku !
W całym meczu znakomicie bronił bramkarz gości Stachak. Mam odnotowaną odręcznie uwagę, że tuż po wyrównaniu stanu spotkania, Unia stanęła przed kolejną świetną okazją na podwyższenie rezultatu. Jaskółkom udało się przebić w bezpośrednie sąsiedztwo Stachaka i tylko jego ryzykowna interwencja sprawiła, ze dosłownie zdjął piłkę z buta
szykującego się do strzału z najbliższej odległości
Dubiela.
 
Pierwsza połowa zakończyła się rezultatem 1 : 1.
 
 
 
 
Po przerwie Unia nadal przeważała, ale za dużo było gry środkiem, co ułatwiało zadanie rywalom. Swoją kolejną szansę na podwyższenie wyniku zmarnował Dubiel. W Jego ślady poszedł Witek, szkoda bo niewątpliwie zdobycie bramki by go  podbudowało. Pomoc wypracowała także dobrą pozycję strzelecką dla Czarneckiego, ale i po jego uderzeniu wynik nie uległ zmianie.

Po tej mnogości zaprzepaszczonych sytuacji, zawodnicy z ataku nie mogli spodziewać się pochwał i rzeczywiście ich nie otrzymali. Wyróźniono graczy z linii obrony: spokojnego  
Tyliszczaka i dzielnie mu sekundującego Białasa.
Końcowy wynik meczu Unia - Naprzód to remis 1 : 1. Patrząc na przebieg spotkania, powinniśmy je wygrać, ale przecież i tak jeden punkcik został dorzucony do zasobnego już skarbczyka !.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz